A po deszczu upał

Później niż zwykle w przyrodzie wszystko się kluje i rozkwita. Przez to niecierpliwe wyczekiwanie i pandemiczne zamknięcie, apetyt na smakowanie wiosny jest ogromny, a ona nareszcie sowicie go zaspokaja. Warto było czekać. I warto czekać jeszcze. Choćby na kwitnące kasztany, które w tym roku nie dogoniły matur (jak tak dalej pójdzie, trzeba będzie znaleźć inny kwietny symbol egzaminu dojrzałości), na bzy i jaśminy.

I wszystko takie ulotne… na chwilę zachwyca, by oczarowanie zamienić w rozpacz utraty. To robi z człowiekiem magnolia. W naszym ogrodzie po trzech latach od zasadzenia (za trzecim razem się przyjęła) kwiaty liczyłam na palcach najpierw jednej, potem obu rąk. W tym roku naliczyłam trzynaście. Obserwowałam ich rozkwitanie każdego dnia z zapartym tchem. A kiedy osiągnęły już swoją pełnię, spadł deszcz i płatki zaczęły rudzieć. Potem przyszedł wiatr i strącił je z cienkich gałęzi. Ot, trzynaście mgnień wiosny.

Dziś jak co dzień wyszłam na spacer z psem. Dla niego to pierwsza wiosna w życiu, biega z nosem przy ziemi, tarza w trawie, wwąchuje się w wiatr jak oszalały. Każdy dzień przynosi nowe doznania. Dziś i ja chłonęłam powietrze jak pies, poczułam po raz pierwszy tej wiosny intensywny, omdlewający zapach bzu. Moja ulica bzami stoi, więc jak zaczynają swoją doroczną orgię barw i słodkich woni, świat pięknieje, szaleje, czaruje. W takiej scenografii można utknąć i z niej nie wychodzić. Patrzę na te listki prześwietlone słońcem i przykładam do nich nos. Doroczny spektakl pt. „Lilak pospolity” właśnie się zaczyna. Jaki pospolity?

Na jutro w prognozach pogody deszcz. Przyśpieszy budzenie się przyrody do życia i kto wie, czy od razu nie stanie się lato. Klimat zmienia się na naszych oczach i rachunek pór roku robi  się coraz mniej oczywisty.

Tagi:

Brak odpowiedzi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

32 − = 31

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.