Fioletowo, hyzopowo

Ok. Chwilę znowu mnie tu nie było. Wracam, roślinność tak wybujała, że zawrót głowy. Nie wiem czy to wiosna jeszcze, czy już pełnia lata. Dopiero czerwca połowa…

Straciłam właśnie Przyjaciółkę. Pożegnałam Ją dwa razy: raz w Domu Literatury na Krakowskim Przedmieściu, który był naszym wspólnym domem, kiedy spotykałyśmy się w pół drogi – Ona, pani na Wilanowie i ja, z pogranicza Bielan i Żoliborza; drugi raz w Toruniu, Jej rodzinnym mieście, na cmentarzu św. Jerzego. Ze swojego malutkiego okienka w kolumbarium patrzy teraz na ścianę zielonych tui, cisów i lip, zalanych promieniami słońca.

Więc jednak śmierć istnieje…

Ale jest życie. Jest. Na mojej ulicy kwitnie jak oszalałe. W powietrzu wisi oczekiwanie. Na burzę i pełnię księżyca. Pełnia…

Idę wzdłuż Lektykarskiej. Jakby wiedziała, że myśli moje… żałobne. Wita szpalerem fioletów hyzopa lekarskiego i kłosami rudych traw. Czy uleczą myśli moje… żałobne?

I zielono, zielono, zielono wokół…

Pani Walu, jeszcze w zielone gramy…

Tagi:

Brak odpowiedzi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

76 + = 77

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.