Kontener w roli głównej

Jaka malownicza kupa śmieci! Pięknie się komponuje z elewacją nowego budynku, prawda? Taki widok mam naprzeciwko. Odkąd do mieszkań szumnie zwanych tu apartamentami zaczęli wprowadzać się lokatorzy, na parkingu pod ich oknami stanęły kontenery. Zapełniają się odpadami z prędkością światła i tak sobie stoją, pęczniejąc w oczekiwaniu na wywiezienie. Dzień, dwa, trzy i dłużej.

I o to dłużej właśnie chodzi. Czasem od przewoźnika szybszy jest wiatr, który rozwiewa papiery, kartony, plastikowe torby i styropian po całej okolicy, „zdobiąc” nimi drzewa, krzewy, trawniki i ogrodzenia.

Wprawdzie potem pojawia się ekipa sprzątaczy i zbiera do worków to, co się rozproszyło po okolicy. A może to jest cel tego ćwiczenia, żeby ludziom dać robotę? Ktoś jednak za to płaci, czy nie my wszyscy?

W końcu kontener znika, na jego miejsce pojawia się następny, pusty, który znów błyskawicznie zamienia się w górę śmieci. Która rośnie i rośnie, i tak da capo al fine.

I – co widać na załączonym obrazku – śmieci wpadają do kontenera, jak leci, podczas gdy ja – podobnie jak wszyscy warszawiacy (a ci z naprzeciwka to kto, pytam uprzejmie) – zmagam się od 1 lipca z obowiązkiem segregacji śmieci do worków czterech: papier, szkło, metal i tworzywa sztuczne, bio-odpady plus kontener na odpady mieszane. Temat na osobne opowiadanie, z gatunku mały horror w twoim domku.

Tagi:

Brak odpowiedzi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

78 − = 69

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.