Najpiękniejszy żywopłot

Nasza chluba. Gęsta ściana oddzielająca nas od hałasu i kurzu ulicy, granica wyznaczająca strefę prywatności. Sto procent zieleni w zieleni, choć – i to jest właśnie piękne! – w zróżnicowanych odcieniach. Czułość miękkiego pokroju liści bluszczu, wybujałego bez pamięci i barbarzyństwo ostrej linii ligustru po kolejnym cięciu, zadanym przez ogrodnika. Pomieszanie angielskiego romantyzmu z wyrafinowanym stylem francuskim.

Bo żywopłoty mamy dwa: pierwszy, wyższy, uformowany na murze – zimozielony i drugi, o sezonowym ulistnieniu. Między nimi płożą się coraz śmielej iglaki, w tym roku zaanektowały już resztki trawnika. A za tym wszystkim, po wewnętrznej stronie płotu, wznosi się jeszcze ściana tuj, osłaniając przed okiem wścibskich także pierwsze piętro.

Żywopłoty stanowią ważny element kształtowania przestrzeni w naszym najbliższym otoczeniu i pełnią wiele funkcji, od wyznaczania granicy posesji po ochronę przed światem zewnętrznym. Przy tym łatwe w prowadzeniu, nie wymagają dobrej gleby. A mimo to, w miastach są wciąż rzadkością. Na mojej ulicy zaczęto je zakładać stosunkowo późno, nasz ligustrowy żywopłot był jednym z pierwszych. Za nami poszli inni (choć nie wszyscy), ośmielam się jednak twierdzić, że nasz jest… najpiękniejszy! Tę opinię najwyraźniej podzielają przechodnie – miło patrzeć, kiedy przystają, żeby się mu przyjrzeć, czasem nawet robią zdjęcia. Nie widzą tego, co po drugiej stronie. A po drugiej stronie kryje się – teraz to pokazuję – moja zaczarowana ścieżka; trzeba ciąć  tuje, żeby móc swobodnie nią przejść.

Niektórzy przechodnie zatrzymują się przed naszym domem z zupełnie innych powodów: ciągną tu ich czworonożni podopieczni, aby podnieść łapę w wiadomej potrzebie. Ulubionym miejscem do odprawiania psich „obrządków” są dwa głazy, wyznaczające początek i koniec linii żywopłotu. Ligustrowe krzewy coraz bardziej obrastają owe kamienie i właściwie, w tym roku stały się one prawie niewidoczne.

Kiedyś pomyślałam sobie, że na jednym z nich każę wyryć jakieś litery czy napisy, wspominające, kto tu mieszka(ł). Taka niebanalna tablica pamiątkowa. Tyle że nie mam pewności, czy psie siusianie byłoby wyrazem aprobaty dla niej czy wręcz przeciwnie i czy nie uwłaczałoby to naszej, hm, ludzkiej godności, hi, hi. Psy uwielbiam, ale…

Głazy przy posesjach na Lektykarskiej to charakterystyczna cecha tej ulicy. Relikty praprzeszłości, dawnego charakteru nadwiślańskich ziem. Poświęcę im kiedyś osobny wpis.

Ps. Na nowym osiedlu rośnie nam konkurencja. Ale taka konkurencja bardzo mnie cieszy. Domy posadowione na skarpie otacza szpaler młodych grabów, przyciętych tak, by szybko stały się gęstym żywopłotem, oddzielającym mieszkańców od ulicy i chroniącym przed zgiełkiem samochodów. Poza tym, są niezwykłej urody.

Tagi:

Brak odpowiedzi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

5 + 5 =

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.