Ocalony z rzezi

Wiesław Kępiński. Piszę o nim 5 sierpnia każdego roku, odkąd poznałam jego i jego historię. I może się ona wydać Wam już opatrzona, może nie lubicie czytać o tragicznych chwilach Powstania Warszawskiego, bo to już było, bo za dużo martyrologii, bólu i cierpienia. Więc nie czytajcie. Ale ja znów napisać muszę, bo tylko tak mogę oddać hołd jemu i ludziom, którzy przeżyli koszmar tamtych dni.

Rówieśnik mojej Mamy (1932 r.). Mówi, że urodził się dwa razy i swój wiek liczy od tej pamiętnej daty właśnie, 5 sierpnia 1944r., kiedy – jako jedyny z 61 mieszkańców swojej ulicy, postawionych w szeregu do jednej z wielu egzekucji, jakie się tego dnia odbywały na Woli – uszedł z życiem. Odkąd go znam, każdego 5 sierpnia składam mu życzenia urodzinowe. Dziś odzywa się poczta głosowa, skrzynka pewnie zapchana, Wiesław sam zapewne nie odsłucha i nie odczyta wiadomości, bo jak przyznaje, nie zna i nie chce się znać na „tych ustrojstwach”. Spróbuję później.

Ale zadzwonił do mnie 1 sierpnia, dwa razy, długo rozmawialiśmy. Aleksandro, mówił, wybacz staremu stawinodze… ty wiesz, dlaczego stawinoga (od Stawiska, domu Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów, którzy go przygarnęli po wojnie – przyp. mój*)… wybacz staremu stawinodze gadulstwo, ale co mi pozostało, ja tylko gadać i pisać mogę. Rozmowa się urwała, zaczęły wyć syreny. Spojrzałam na zegarek, dochodziła siedemnasta. Godzina „W”…

Po kwadransie Wiesław znowu się odezwał. Aleksandro droga, bateria mi w komórce wysiadła, a tu akurat syreny, miałem wyjść na ulicę, nie zdążyłem, wiesz, moje nogi już nie te… Stanął w oknie swojego mieszkanka przy Anielewicza, spojrzał na ulicę: przechodnie i auta zatrzymały się w miejscu. Wszystko jak należy, jak każdego roku, relacjonował, tyle że ja w domu, a nie tam, w miejscu egzekucji… A potem przeczytał mi kilka swoich „marginaliów”, skończył na marginaliach nr 132. Dziękuję panu Bogu za ten kredyt życia, cytował sam siebie, życie jest takie piękne, ja tylko mogę prosić, panie Boże, w dobroci swojej podaruj mi jeszcze parę latek… No i wiesz, co mnie jeszcze przy życiu trzyma? No, masz, pewnie że wiem, odpowiadam: zestaw zdrowotny (ćwiarteczka żołądkowej i coca-cola). A widzisz, Wiesław na to, tym razem mam cytrynóweczkę, Krzyś Gronczewski mi podarował. Coś wspaniałego!

Opowiedział jeszcze o synu, synowej i wnuku, którzy akurat w Portugalii, wspominał swoje żony. I powrócił do wspomnień z 5 sierpnia.

„Chłopak padł i stoczył się z wału na cmentarz prawosławny. Ukrył się najpierw w grobowcu, potem na polu pomidorowym. Tam znalazła go ciotka…” – to fragment książki pt. „Sześćdziesiąty pierwszy” (Wydawnictwo „Czytelnik” 2006), a dalsze losy znamy z licznych wywiadów z dorosłym już Wiesławem Kępińskim, sam je zresztą opisał, to gotowy scenariusz filmowy i dziwić się trzeba, że dotąd niewykorzystany.

Wiesiu, trzymaj się i nie trać tej cennej radości życia, która jest dana tak nielicznym, pomimo wszystkich okrucieństw losu, jakie Cię spotkały, a może właśnie dlatego!

Zdjęcia wykonane w Muzeum im. Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku, listopad 2017 r.

W ub. roku spełniło się marzenie literackie Wiesława Kępińskiego –  nakładem Prószyński i S-ka ukazała się jego książka pt. „Upragniony syn Iwaszkiewiczów”.

Fot. Agnieszka Lendzion i Aleksandra Pieterwas

Tagi:

Brak odpowiedzi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

− 1 = 1

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.