Przychodzisz za szybko

Za wcześnie, za wcześnie, jeszcze lato mam w sercu, a tu już liść na klonie się wyzłaca i w mediach ogłaszają pierwszy twój dzień, jesieni. I znów – jak w piosence – „kasztany lecą z drzew, lecą jak dawniej”. Pierwszy kasztan spadł dziś u moich stóp i tak, tak, muszę przyznać, to ostateczny jesieni znak.

Dawniej potykałam się o nie na mojej ulicy, przed samym domem. W nocy, przy silniejszym wietrze, budziła mnie kanonada kul uderzających o dach garażu. Ale kasztanowiec rozrósł się ponad miarę, jego korzenie wbijały się w kanalizację, a konary łamała burza, trzeba go było wyciąć – za pozwoleniem gminy, po komisyjnych obdukcjach, oczywiście. Na Lektykarskiej tamtego roku (z piętnaście lat temu) wycięto prawie wszystkie, został jeden. Jeden, najbardziej okazały w okolicy, uchował się też przy Cząstkowskiej, a ponieważ wchodzi w ulicę, zabezpieczono go stosownymi barierkami przed zderzeniem z samochodami. Jeszcze jeden, zapewne jego rówieśnik, rośnie przy Rudzkiej. Kilka ostało się w parku przy Stawach Kellera.

Odkąd motyl szrotówka zaczął niszczyć polskie kasztanowce, jest ich coraz mniej, także w mojej okolicy. Ich liście rudzieją przedwcześnie, nie wiem czy to bardziej ów motyl czy jesień tak odbierają im urodę, że wyglądają jak po spaleniu, za to owoce wydają wciąż dorodne, co widać na zdjęciach. A jeśli o dorodności mowa, inny owoc jesieni zwraca uwagę w moim sąsiedztwie – dynia. Może nie tyle rozmiarem, co barwą i lokalizacją – wspięła się otóż na szczyt murowanego ogrodzenia. Jeszcze w sierpniu wyglądała jak pomarańcza. Teraz przypomina nadpsuty granat. Aż dziw, że żaden przechodzień jej dotąd nie zerwał.

Dzisiejsza kartka z kalendarza i ten pierwszy kasztan, co spadł mi pod nogi, sprawiły, że szukam strof o jesieni, w sieci jest ich zatrzęsienie. Chyba żadna inna pora roku nie zaowocowała tak obficie wierszem. A te paralele z życiem! „I wszystko to ma swój jesienny sens i wszystko to ma swój jesienny sens”, jak powiada  Krzysztof Daukszewicz. Nie, nie, opędzam się od smętnych refleksji. „Tyle słońca jeszcze w nas i jesienny smutek nam nie grozi.” (Eleni?) Tego się trzymam. Przynajmniej dziś, pierwszego dnia jesieni.

Tagi:

Brak odpowiedzi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

91 − = 86

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.