Zalane Bielany

Zmiany klimatyczne przestały być abstrakcyjnym pojęciem, zapowiedzią odległej przyszłości, która nas nie dotyczy. Dotyczy. Widać to także z perspektywy mojej ulicy: wyniszczająca susza ubiegłego lata, mizerna zima, długa i chłodna wiosna, opóźniająca wegetację roślin, a potem nagłe uderzenie gorąca. Do tego burze i ulewy, podtapiające piwnice. Dziś poziom wody wskutek nawałnicy podniósł się niebezpiecznie, Lektykarska w jednej chwili zamieniła się w rwącą rzekę.

Do tragedii, takiej jak siedem lat temu, kiedy strażacy nie nadążali z wypompowywaniem wody z kolejnych domów, na szczęście nie doszło.  Nowe kolektory, wymienione w ub. roku na Marymonckiej i modernizacja całego systemu kanalizacyjnego przynoszą efekt. Ale… gwałtowne zjawiska atmosferyczne powtarzają się coraz częściej. Z coraz większą siłą.

Powalone konary, zalane ulice, półmetrowe kałuże, niedrożna trasa AK i wiele innych. Czytam, że straż pożarna na samych Bielanach interweniowała dziś już kilkadziesiąt razy.

Powiecie: powodzie towarzyszyły ludzkości od zawsze i będziecie mieć rację. W Warszawie powtarzały się cyklicznie przez cały wiek XIX. W kolejnym stuleciu były już mniej groźne, choć Powiśle zalewane było kilkakrotnie – pisał w czerwcu 2013 roku po serii niszczących nawałnic w stolicy, Jerzy S. Majewski, dziennikarz i varsavianista. „Mieszkańcy (…)  w pierwszej połowie XIX stulecia traktowali powódź jako coś nieuchronnego. Jedynym ratunkiem była ucieczka. Tak było przecież od stuleci.”

Tyle że mamy wiek XXI, zdominowany przez nowoczesne technologie, dające człowiekowi instrumenty, przy pomocy których może skutecznie zapobiegać skutkom klimatycznych katastrof. Gdyby tylko chciał. Bo do tego potrzeba rozumnego nastawienia do zagadnień klimatycznych, na poziomie globalnym i  lokalnym. Banał? Na poziomie globalnym – rząd mojego państwa wypowiada warunki przystąpienia do pakietu klimatycznego, mającego na celu zniesienia emisji CO2. A na poziomie lokalnym… Kiedy słucham prezydenta RP, opowiadającego w ferworze kampanii wyborczej o konieczności budowy oczek wodnych przy każdym domu, jako remedium na suszę, to z całym szacunkiem, czuję wstyd i zakłopotanie. Ale to temat na całkiem inne opowiadanie.

Tagi:

Brak odpowiedzi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

− 3 = 6

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.