Leniwe popołudnie majowe

Nie muszę wybierać, dokąd by tu. Mój piesełek decyduje za mnie. On i ja, po obu końcach smyczy, ciągniemy w tym samym, ulubionym kierunku. Stawy Kellera – park przylegający do Lektykarskiej – źródło wciąż nowych doznań i zapachów, miejsce psich uciech, zabaw dziecięcych, towarzyskich spotkań na trawie, randek dla zakochanych, wypoczynku seniorów itp. itd. Skwerki, ścieżki, ławeczki, mosteczki, pergole. Kwitnące kasztany odbijające się w mętniejącej wiosennym zakwitem tafli stawu, kaczki na wodzie i gołębie na gałęziach drzew czyhające na karmę rzucaną przez ludzi. Jeśli ziarno trafi na wodę, wygrywają kaczki, jeśli na brzeg – gołębie. Mój szczeniak dostaje rozdwojenia, co tam, roztrojenia jaźni: najchętniej schwytałby ziarno z ptakami w pakiecie. Ale jak się chce za wiele, nie dostaje się nic.

Ludzie się nauczyli (może jeszcze nie wszyscy), że ptactwa nie dokarmia się chlebem, tylko ziarnem, a w tej nauce pomogły małe budki  – kioski stawione przy warszawskich stawach. Za jedną złotówkę wrzuconą do dziurki wyciąga się paczuszkę z ziarnem, nie trzeba szukać daleko. To działa!

Nie trzeba szukać daleko, żeby znaleźć coś nowego. Obok placu zabaw ławeczki w dużej ilości, ale jedna – brawo dla stołecznej zieleni miejskiej – jedna jest szczególna. Została wyposażona w… drewniany przewijak dla niemowląt. Brakuje tylko pieluchomatu.

Park nie należy do największych, ale z pewnością do najpiękniejszych na Bielanach. Pięknieje zresztą dnia na dzień, jako że w tym roku poddawany jest rewitalizacji. Odtwarzane są zniszczone linie brzegowe zbiorników wodnych, drewnianymi palikami otoczono też rabaty, na których kwiaty mienią się teraz wszystkimi barwami wiosny. Stawy są na nowo zarybiane. Nad nimi piętrzą się korony wiekowych drzew, przypominające, że historia tego miejsca nie zaczęła się wczoraj (pisałam już i pewnie nie raz jeszcze do tego powrócę). Słowem – mały raj dla flory, fauny i homo sapiens.

U wylotu na uliczkę Brochowską rozpościerają się, a raczej rozkładają nad wyraz malowniczo gałęzie starego jesionu, który przed upadkiem chronią metalowe barierki. Trzeba szczęścia, żeby mknąca po gałęziach rudowłosa wiewiórka zatrzymała się na moment, pozując do zdjęcia. Taki dzień, taka chwila. Chwilo, trwaj!

Tagi:

Brak odpowiedzi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

7 + 2 =

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.