Od detalu do dzieł monumentalnych

…tak można by w skrócie określić dorobek życia przedwcześnie zmarłego Jarosława Zielińskiego. Pochylał się nad każdym szczegółem zabytkowych budynków, po to, żeby go zinwentaryzować i zachować dla potomności, a te mniejsze i większe fragmenty zapisanej historii ułożyły się w bogatą, unikatową spuściznę. Ze względu na swą niezłomną pracowitość zyskał wśród znajomych przydomek: Robocop. Warszawa żegna swojego historyka, znawcę jej architektury, dziennikarza, wybitnego varsavianistę.

Poznałam Jarka Jarosław Zieliński na pierwszych spotkaniach redakcyjnych Miesięcznika Stolica. Skromny, cichy, konkretny. Nie miałam pojęcia, że w tej wątłej posturze kryje się wulkan energii, niepospolicie twórczy umysł, skarbnica wiedzy o stolicy, Jego ukochanej Warszawie – o tym przekonywałam się w następnych latach i do końca Jego niezwykle aktywnego życia. Jak mawiał, najpierw był Warszawiakiem (przez wielkie W), potem Polakiem. A jeszcze po drodze Bielaninem (też pisane wielką literą), mieszkańcem domku przy cudownej, zabytkowej Płatniczej na Starych Bielanach. Był jej dobrym duchem, spiritus movens i modus vivendi w jednym. Kiedy myślę o Jarku, myślę o Jego uliczce.

Zakochałam się w tej uliczce, zanim poznałam Jarka, a potem widziałam – jak m.in. dzięki Jego staraniom – piękniała, nabierając dawnego charakteru: z kostką granitową przypominającą przedwojenne kocie łby, starymi latarniami gazowymi i zielonymi „przedogródkami” zdobiącymi fronty domków. Zaimponował mi organizacją dorocznego Święta Starych Bielan, którego centrum była właśnie Płatnicza. Do swojego projektu potrafił przekonać zarówno mieszkańców, jak urzędników. Przez kilka lat z rzędu, przez jeden majowy weekend ulica Płatnicza i przyległy do niej plac Konfederacji tętniły muzyką kapel podwórkowych i gwarem przechodniów – przy kramach ze starociami i współczesnymi wyrobami rzemieślniczymi, przy sztalugach malarzy z sąsiedztwa czy wreszcie przed domem Jarka. Gospodarz zasiadał pod parasolem w czarnym cylindrze, w T-shircie z napisem: Misja Bielany Warszawskie i prowadził rozmowy znad stołu wyłożonego egzemplarzami Miesięcznika Stolica (był zastępcą Redaktor Naczelnej pisma i autorem stałej rubryki „Warszawa na starej fotografii”).

Przy okazji pogawędek inicjował mini-konkursy wiedzy o Warszawie i Bielanach, w których nagrodą były książki wydawnictwa Stolicy, m.in. Jego cenny, dziś bodaj unikatowy „Bielany. Przewodnik historyczny”. To niezwykły przewodnik, zawierający blisko 700 rycin i fotografii, wspomnienia mieszkańców, teksty źródłowe oraz propozycje wędrówek i wycieczek rowerowych ilustrowane planami dzielnicy. Książka zyskała miano dzieła monumentalnego. Dla mnie niewyczerpane źródło ciekawostek i inspiracji. Dziełem monumentalnym jest też „Plac” – ostatnia książka Jarosława Zielińskiego o placu Piłsudskiego, uznana za najlepszą książkę historyczną i nagrodzoną w ub. r. Nagrodą „Klio” zwaną „polskim Noblem dla historyków”. Kupiłam ją od Jarka na targach książki historycznej i dostałam dedykację.

Znaczącym elementem Święta Starych Bielan były fotogramy wywieszone na płotach wzdłuż całej uliczki, dzięki którym przechodnie mogli poznać historię swojego osiedla, niekoniecznie sięgając do książek.

Rok 2017, słoneczny maj, niedzielne popołudnie. U zbiegu Płatniczej i Kasprowicza tłum gapiów gęstnieje i staje się świadkiem swego rodzaju happeningu:  Jarek wchodzi na drabinę opartą o ścianę budynku i odsłania tabliczkę z napisem: Chełmżyńska. Na ten jeden jedyny świąteczny czas tabliczka zakryła tę z napisem: ul. Płatnicza, by przypomnieć jej pierwotną nazwę. Takiej lekcji historii nie zastąpi żaden podręcznik.

„Chełmżyńska była najwcześniej i najskromniej zabudowaną ulicą osiedla (1927 rok), a jednocześnie najwęższą” – czytamy w Przewodniku i dowiadujemy się, że „na Starych Bielanach kilka ulic zabudowano podobnie jednorodzinnymi domami szeregowymi i wolno stojącymi, utrzymanymi w stylu dworkowym.” Tak wyglądała Chełmżyńska (osiągnięcie spółdzielni Zdobycz Robotnicza) i w dużej mierze wygląda do dziś Płatnicza. Mieć święto swojej dzielnicy, na swojej ulicy, przed własnym domem – to jest coś! Wspaniała inspiracja dla innych. Ludzi z sąsiedztwa, spragnionych niewymuszonych kontaktów z sobą, pogaduszek nad kubkiem z lemoniadą czy kufelkiem piwa. Marzy mi się podobne święto na mojej ulicy.

W połowie kwietnia 2021 r. bliscy Jarka podali do publicznej informacji wiadomość o ostrym nawrocie choroby nowotworowej. Na platformie zrzutka.pl założyli zbiórkę pieniędzy oraz uruchomili aukcje internetowe, z których środki miały być przeznaczone na jego leczenie. Do akcji ratowania czołowego varsavianisty przystąpiły setki znajomych, przyjaciół, uczniów, czytelników jego książek, architektów i konserwatorów, a także firm deweloperskich, które korzystały z jego wiedzy podczas remontów historycznych budynków.  Kwota zebrana w ramach zbiórki przekroczyła 100 tys. zł. W ostatniej woli wyraził pragnienie utworzenia fundacji varsavianistycznej swojego imienia, finansującej stypendia najlepiej rokującym historykom Warszawy i jej architektury oraz kontynuującej Jego prace dla Warszawy.

Jest maj, nie ma już Jarka, nie będzie Święta Starych Bielan, a nawet jeśli, już nigdy nie będzie to takie samo święto. Jeśli coś może być pocieszającego w tej historii, to fakt, że powstanie Fundacja im. Jarosława Zielińskiego, a jej siedzibą będzie oczywiście Jarkowy dom przy ul. Płatniczej.

Dziś Jego dom okrywa żałoba. Na furtce nekrolog. Na ogrodzeniu zachowane zdjęcia z dawnego święta, pokazujące początki osiedla Bielany. Oprócz tego jest wiosna, kwitną bzy, uliczka wciąż czaruje swoją retro-urodą. Na pewno by chciał, żeby tak pozostało.

Ps. Wszystkie zdjęcia, oprócz tytułowego „wyjętego” z Wikipedii, są mojego autorstwa.

Tagi:

Brak odpowiedzi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

+ 54 = 61

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.